Właścicielka mieszkania wypowiedziała nam umowę, bo byłam w ciąży. Bała się, że gdy urodzę, już się mnie nie pozbędzie
Kiedy zobaczyła mnie w zaawansowanej ciąży, jej twarz przybrała chłodny wyraz. Właścicielka naszego wynajmowanego mieszkania zawsze była miła i pomocna, ale teraz było inaczej – jej słowa padły jak grom z jasnego nieba. Nie zdążyłam się nawet usprawiedliwić… Mieszkanie miało być naszym azylem, a ja spodziewałam się, że doczekamy tu szczęśliwych chwil z dzieckiem. I wtedy to usłyszałam…
Z każdą godziną zaczęłam czuć coraz większy ciężar niewiedzy. Dlaczego nagle nam to zrobiła? Przecież do tej pory wszystko układało się idealnie… Obwiniałam się i próbowałam zrozumieć jej decyzję, aż pewne słowa rzuciły nowe światło na sprawę…
Zaskakująca decyzja właścicielki
Byliśmy z mężem w siódmym niebie, kiedy dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziecko. Wszystko zaczynało się pięknie układać – stabilna praca, upragniona ciąża, a do tego wynajmowane mieszkanie, które było dla nas prawdziwym azylem. Właścicielka mieszkania, pani Grażyna, od początku była życzliwa i wyrozumiała. Mówiła, że cieszy się, że trafiło jej się takie spokojne, młode małżeństwo. Zapewniała, że jeśli czegoś nam potrzeba, mamy się do niej zgłosić. Byłam spokojna – w końcu mieliśmy, gdzie budować rodzinę.
Aż do dnia, kiedy zauważyła mój brzuszek.
Chłodne słowa i… wypowiedzenie
Pani Grażyna wpadła do nas z niezapowiedzianą wizytą, tłumacząc, że musi sprawdzić, czy wszystko jest w porządku z instalacją wodną. Zawsze była konkretna i zorganizowana, więc nie widziałam w tym nic dziwnego. Jednak kiedy zobaczyła, że jestem w zaawansowanej ciąży, jej wyraz twarzy się zmienił. „A co to, dziecko się szykuje?” – zapytała chłodno, z wymuszonym uśmiechem.
Potwierdziłam, że za kilka miesięcy pojawi się nasza córeczka, a jej twarz stężała. „To ja się cieszę dla was” – mruknęła, ale jej głos nie miał w sobie ani krzty entuzjazmu. Następnego dnia zadzwoniła do mnie i bez zbędnych wstępów oznajmiła: „Będę musiała wypowiedzieć wam umowę. Mieszkanie jest na tyle małe, że nie nadaje się dla dziecka”. Poczułam się, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. Wiem, że wiele osób nie chce wynajmować rodzinom z małymi dziećmi, ale nie spodziewałam się tego po niej – przecież od początku zapewniała, że możemy zostać tak długo, jak chcemy.
Trudne poszukiwania i nowe odkrycie
Zaczęliśmy gorączkowe poszukiwania nowego lokum. Rynek wynajmu okazał się bezlitosny – ceny były znacznie wyższe, a wiele mieszkań nie było przystosowanych dla rodziny z dzieckiem. Sytuacja nas przytłaczała, szczególnie że czas do porodu nieubłaganie się zbliżał. Mimo starań, nie udało nam się nic znaleźć, co spełniałoby nasze potrzeby.
Postanowiłam porozmawiać z panią Grażyną jeszcze raz, by zrozumieć, dlaczego tak nagle zmieniła decyzję. Może coś źle zinterpretowałam? Może da się to jakoś naprawić?
Umówiłyśmy się na spotkanie w pobliskiej kawiarni. Byłam gotowa na długą rozmowę, ale zamiast wyjaśnień, usłyszałam, że ona „nie chce problemów, które pojawiają się wraz z dziećmi” – że mieszkanie szybko się zniszczy, a hałas z zakłócającego spokój dziecka tylko zniechęci potencjalnych przyszłych najemców.
Prawda, która wyszła na jaw
Kilka dni później spotkałam sąsiadkę z bloku, która znała panią Grażynę od lat. Uśmiechnęła się, jakby coś wiedziała, i zagadnęła, czy słyszałam o „działalności” właścicielki. Okazało się, że pani Grażyna regularnie podwyższała czynsz każdemu kolejnemu lokatorowi – nie po to, by zarobić, ale by szybko się ich pozbyć. Wiedziała, że ciąża może oznaczać, że zatrzymamy się na dłużej, a ona miała już zaplanowaną umowę z kolejnym najemcą, który zgodził się na znacznie wyższą kwotę.
Mieszkanie, które dla nas miało być bezpieczną przystanią, dla niej było jedynie źródłem dodatkowych zysków. Widok mojego brzuszka tylko jej uświadomił, że możemy zadomowić się na dłużej. Nie obchodziło jej, że wypowiedzenie umowy było dla nas trudne i stresujące – liczyły się tylko pieniądze.
Jakie jest wasze zdanie?
Czy właścicielka miała prawo postąpić tak, jak postąpiła? Czy uzasadnione było jej obawy przed „zatrzymaniem nas na dłużej”, czy może jej zachowanie było zwykłym wyrachowaniem? Dajcie znać, co o tym sądzicie w komentarzach na Facebooku.