Paulina traktowała mnie jak dojną krowę i czekała na spadek. Ciekawe, jak zareaguje na testament
Paulina przez lata traktowała mnie jak bankomat, nie szczędząc przy tym złośliwości i roszczeniowych uwag. Byłam dla niej „dojną krową”, a ona już planowała, co zrobi z moim majątkiem. Kiedy przyszło do odczytania testamentu, liczyła na triumf…
Nikt jednak nie przewidział, jak bardzo się przeliczyła. Wszystkie jej intrygi, fałszywe obietnice i słodkie słówka, którymi mnie karmiła, nie mogły wpłynąć na moje decyzje. Gdy prawda wyszła na jaw, jej reakcja zaskoczyła wszystkich…
Paulina i jej roszczeniowe podejście
Paulina była moją bratanicą, ale przez lata zachowywała się bardziej jak królewna na tronie niż bliska rodzina. Wszystko zaczęło się, gdy straciła pracę i z prośbą w oczach zapukała do moich drzwi. „Ciociu, tylko na chwilę, do pierwszej wypłaty,” obiecywała, a ja, jak zawsze, nie umiałam odmówić. Początkowo pomagałam jej z radością – chciałam, żeby stanęła na nogi.
Jednak chwilowa pomoc szybko zamieniła się w stałe finansowanie. Paulina coraz śmielej sięgała po moje pieniądze, wciągając mnie w swoje długi, zachcianki i wymyślne plany. Mówiła o przyszłości, o domu, który „kiedyś odziedziczy po mnie”, o tym, jak wspaniale go urządzi. Nie ukrywała nawet, że czeka na moją śmierć, by „wreszcie coś zyskać”.
Narastające napięcie
Po kilku latach Paulina wprost zapowiedziała, że mój dom „powinien przejść na nią”. Wyznała to podczas rodzinnej kolacji, wywołując niemałe zamieszanie. „Przecież nie masz dzieci, a ja jestem twoją najbliższą krewną,” rzuciła, zerkając na mnie z triumfem. Wtedy coś we mnie pękło. Jej roszczeniowy ton, brak wdzięczności i przekonanie, że moje życie to jedynie przygotowanie gruntu pod jej wygody, były nie do zniesienia. Postanowiłam działać.
Testament, który wszystko zmienił
Z pomocą prawnika przygotowałam testament, w którym zabezpieczyłam majątek w sposób, który miał wywrócić Paulinie świat do góry nogami. W międzyczasie postanowiłam udawać, że wszystko jest po staremu – wspierałam ją finansowo, choć zaczęłam stawiać pewne granice. Chciałam, żeby czuła się pewna siebie i nie spodziewała się, co nadchodzi.
Gdy nadszedł dzień odczytania testamentu, atmosfera była napięta. Paulina przyjechała w najlepszym ubraniu, z triumfalnym uśmiechem. Wyobrażała sobie już chyba, jak wprowadza się do mojego domu i opowiada znajomym o swoim szczęściu.
Prawda wychodzi na jaw
Prawnik spokojnym głosem odczytał moje ostatnie życzenia. Cały majątek, łącznie z domem, zapisałam fundacji pomagającej samotnym matkom. Paulina dostała… zaledwie rodzinne pamiątki i niewielką sumę, którą określiłam jako „symbol wdzięczności za wspólnie spędzony czas”. Jej mina była bezcenna. Wstała z krzesła, rzucając gniewne spojrzenie. „Jak mogłaś?! To niesprawiedliwe! Poświęciłam ci lata swojego życia!” krzyczała, podczas gdy wszyscy patrzyli na nią z niedowierzaniem.
Przez lata sądziła, że może mnie wykorzystać, ale to ja miałam ostatnie słowo. Dla mnie najważniejsza była pomoc ludziom, którzy naprawdę jej potrzebowali, a nie spełnianie zachcianek kogoś, kto nigdy nie docenił tego, co miał.