Kiedy miałam 15 lat, ojciec wyrzucił mnie z domu. Teraz, po latach, domaga się alimentów, bo życie go przerosło…

 

Miałam 15 lat, gdy ojciec oznajmił mi, że nie mam prawa wrócić do domu. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Wróciłam późnym wieczorem po spotkaniu z przyjaciółmi, a na progu czekał na mnie ojciec z walizką w ręce. Jego twarz była bez emocji, a słowa ostre jak brzytwa.

– Nie mam ochoty patrzeć na twoje wybryki! Jeśli nie potrafisz żyć zgodnie z moimi zasadami, to radź sobie sama!

Byłam w szoku. Próbowałam go błagać, mówić, że to tylko jedno spóźnienie, że nie zrobiłam nic złego, ale on pozostał nieugięty. Matka stała obok, milcząca. Nie wtrąciła się, nie stanęła w mojej obronie. W jednej chwili straciłam wszystko, co znałam.

Zamieszkałam u koleżanki i od tamtego momentu moje życie zmieniło się nie do poznania. Musiałam dorosnąć szybciej, niż mogłam sobie wyobrazić. Pracowałam dorywczo, chodziłam do szkoły, walczyłam o każdą złotówkę. Ojciec zniknął z mojego życia, jakby nigdy mnie nie było.

Nieoczekiwany powrót

Lata mijały. Zbudowałam swoje życie na nowo, choć nie było to łatwe. Przeszłość zostawiłam za sobą, a kontakt z ojcem praktycznie nie istniał. Aż pewnego dnia, niespodziewanie, dostałam od niego list. Myślałam, że może chce przeprosić, może zrozumiał, ile bólu mi zadał. Jednak to, co przeczytałam, przyprawiło mnie o zawrót głowy.

Ojciec domagał się ode mnie alimentów. Twierdził, że życie go przerosło, że jest w trudnej sytuacji finansowej i nie może sobie poradzić. Moje serce biło mocno, ale nie z troski, lecz ze złości. Człowiek, który wyrzucił mnie na ulicę jako nastolatkę, teraz żądał, żebym mu pomogła?

Spotkanie po latach

Postanowiłam się z nim spotkać. Chciałam spojrzeć mu w oczy i zapytać, dlaczego uważa, że po wszystkim, co mi zrobił, jestem mu coś winna. Spotkaliśmy się w małej kawiarni, gdzie czekał na mnie. Gdy go zobaczyłam, trudno mi było uwierzyć, że to ten sam człowiek. Wydawał się zniszczony, zmęczony, ale to nie budziło we mnie współczucia.

– Czego ode mnie chcesz? – zapytałam bez wstępu.

– Nie mam z czego żyć. Życie mnie przerosło – zaczął, a jego głos drżał. – Jestem twoim ojcem, należy mi się pomoc.

– Ojcem? – prychnęłam z goryczą. – Ojciec nie wyrzuca dziecka z domu. Jakim prawem w ogóle prosisz mnie o cokolwiek?

Jego oczy były zimne. Zamiast skruchy, widziałam tylko obojętność. Rozmowa toczyła się długo, ale czułam, że coś jest nie tak. Każde jego słowo brzmiało jak wymówka, jakby próbował zagrać na moich emocjach. A potem powiedział coś, co sprawiło, że wszystko stało się jasne.

Prawdziwy powód

– Potrzebuję pieniędzy, bo… zaciągnąłem długi – wyznał w końcu. – Muszę spłacić ludzi, którym jestem winien. A jeśli tego nie zrobię, to nie wiem, co się stanie.

Zaniemówiłam. To nie była prośba o pomoc z powodu biedy, ani wynik losowych wydarzeń życiowych. Mój ojciec popadł w długi i chciał, żebym ja za to zapłaciła. Zrozumiałam wtedy, że nigdy nie chodziło o relacje, o rodzinę. Dla niego liczyły się tylko pieniądze.

Nie odpowiedziałam. Wstałam, spojrzałam mu w oczy po raz ostatni i wyszłam z kawiarni, nie oglądając się za siebie. Zrozumiałam, że nie jestem mu nic winna – ani teraz, ani nigdy.

Co byście zrobili?

Czy w takiej sytuacji pomoglibyście ojcu, który was skrzywdził? A może zrobilibyście tak jak ja i postawili twarde granice? Podzielcie się swoimi opiniami w komentarzach na Facebooku!

error: Treść zabezpieczona !!